The text of article is written in Polish and English. The English translation can be found at the end of this post. Please do not copy our work - photos, films and texts.
We wish you a nice virtual tour on our blog! :)
Zawarte w tytule posta określenie "targ serów" nie kojarzy się z niczym specjalnie interesującym, ale zapewniamy, iż pozory mylą. Tradycyjny holenderski Targ Serów, który już od kilkuset lat (począwszy od 1365 roku) odbywa się co piątek (w czasie od kwietnia do początku września) w miejscowości Alkmaar jest naprawdę wyjątkowy i warto wybrać się nań osobiście. Istnieje wiele ofert wycieczkowych oferujących zwiedzanie tej miejscowości w trakcie trwającego targu. Bilety na jedną z nich można kupić wcześniej online >>TUTAJ<<.
Alkmaar to jedyne miasto w Holandii, które wciąż kultywuje tradycję ważenia sera na rynku. Miejsce to jest tak znane w tym kraju, iż doczekało się własnej miniatury w miniaturowym miasteczku Madurodam, które można oglądać w Hadze, a o którym pisaliśmy w jednym z poprzednich artykułów:
Targ rozpoczyna się zawsze punkt o 10.00 rano i trwa tylko przez kilka godzin, do ok. 12.30, dlatego koniecznie należy się tam pojawić przed południem. Wszystko odbywa się na głównym placu miasta, który nosi nazwę Waagplein. Znajduje się tam wysoki i bardzo piękny ratusz. Wszystko to, co rozgrywa się u stóp ratusza, ma charakter pokazu. Komentatorka aż w czterech językach (holenderskim, angielskim, niemieckim i francuskim) opowiada szczegółowo o tym, co rozgrywa się przed oczami widzów.
Okolony żelaznymi barierkami plac otacza zwarta ciżba turystów, zatem trudno jest zrobić tam dobre zdjęcia czy nakręcić dobry film, chyba że zajmie się miejsce odpowiednio wcześniej. Po jakiejś godzinie od momentu rozpoczęcia pokazu również łatwiej jest przebić się przez tłum i obejrzeć wszystko z bliska. Pokaz jest rzecz jasna darmowy, gdyż rynek jest miejscem publicznym - każdy może tam przyjść, obejrzeć widowisko i zrobić zakupy na którymś ze stoisk, które okalają plac.
Okolony żelaznymi barierkami plac otacza zwarta ciżba turystów, zatem trudno jest zrobić tam dobre zdjęcia czy nakręcić dobry film, chyba że zajmie się miejsce odpowiednio wcześniej. Po jakiejś godzinie od momentu rozpoczęcia pokazu również łatwiej jest przebić się przez tłum i obejrzeć wszystko z bliska. Pokaz jest rzecz jasna darmowy, gdyż rynek jest miejscem publicznym - każdy może tam przyjść, obejrzeć widowisko i zrobić zakupy na którymś ze stoisk, które okalają plac.
W centrum placu wyłożone są duże okrągłe sery, produkowane przez cztery różne cechy serowe. Przedstawiciele tychże cechów ubrani są w tradycyjne białe stroje, a odróżniają ich od siebie nawzajem tylko kolory wstążek na kapeluszach. Podzieleni na siedmioosobowe grupy nosiciele układają swoje produkty na specjalnych nosidłach (w tych samych kolorach, co wstążki), a następnie, w dość widowiskowy sposób, przenoszą je do znajdującej się w pobliżu specjalnej wagi, którą nadzoruje kolejny z nich (najstarszy stażem pracy, tzw. tasman). Po zważeniu sery są odnoszone do miejsca, z którego je zabrano, ładowane na specjalne wózki, a następnie przewożone do znajdujących się poza placem ciężarówek, które rozwożą towar po całym kraju.
Pokaz dotyczy jednak czegoś więcej: sery należące do poszczególnych cechów są ponadto oceniane przez specjalną komisję złożoną m. in. z przedstawicieli wszystkich cechów serowych, którą z braku lepszego określenia nazywaliśmy po prostu "seroznawcami"... Ocenia ona kolor, smak, fakturę sera itp. Jeżeli ktoś jest ciekaw tego, jak powstają dziury w serze, ;) może zobaczyć to na naszym filmie, który zamieszczamy - jak zwykle - na końcu wpisu. Przy użyciu specjalnych nożyków seroznawcy wycinają bowiem dziury w serach poszczególnych producentów, by móc ich spróbować. Co więcej: niektórzy z nich przynoszą go turystom, co pozwala im skosztować świeżutkiej, pierwszogatunkowej goudy przed ewentualnym zakupem. O to, by sprzedać jej jak najwięcej, starają się m. in. ubrane w tradycyjne stroje hostessy.
Proces noszenia serów nie jest tak prosty, jak by się mogło wydawać, gdyż nie należą one do lekkich. Pojedyncza gouda waży ok. 10-15 kilogramów, więc można sobie łatwo wyobrazić, jak ciężkie muszą być drewniane nosze z ośmioma takimi serami (zwykle ok. 130 kg). Na specjalną prośbę wystosowaną przez Aliena, Sol otrzymała możliwość udźwignięcia jednego z serów - nie wygląda na ciężki, ale utrzymanie go przez dłuższą chwilę było naprawdę męczące.
Noszący takie sery i ładujący je na wózki oraz do ciężarówek mężczyźni mają w tym wieloletnią wprawę - robią to szybko, więc wygląda to tak, jakby nie było zbyt mocno wyczerpujące (widać ten proces na naszym filmie). Prawda jest jednak inna, o czym na naszych oczach przekonał się pewien Anglik - postanowił pomóc w zaniesieniu serów do zważenia na noszach. Miał do przejścia bardzo krótki dystans, a mimo wszystko wrócił na miejsce bardzo zmęczony, z twarzą aż mokrą od potu... :)
Noszący takie sery i ładujący je na wózki oraz do ciężarówek mężczyźni mają w tym wieloletnią wprawę - robią to szybko, więc wygląda to tak, jakby nie było zbyt mocno wyczerpujące (widać ten proces na naszym filmie). Prawda jest jednak inna, o czym na naszych oczach przekonał się pewien Anglik - postanowił pomóc w zaniesieniu serów do zważenia na noszach. Miał do przejścia bardzo krótki dystans, a mimo wszystko wrócił na miejsce bardzo zmęczony, z twarzą aż mokrą od potu... :)
Na poniższym zdjęciu można zobaczyć tradycyjny proces dobijania targu: obaj mężczyźni przez dłuższą chwilę stoją w takiej samej pozie i energicznie uderzają nawzajem w swoje wyciągnięte dłonie, co wywołuje odgłos klaskania. Gdy wreszcie zgadzają się co do ceny, przybijają je po raz ostatni, uściskają, po czym każdy z nich odchodzi w inną stronę. Jest to naprawdę nietypowy widok... :)
Wokół placu znajduje się mnóstwo stoisk, na których sprzedawane są nie tylko sery. Te ostatnie warto tam nabyć, gdyż są naprawdę przepyszne. Przed zakupem można ich zresztą skosztować. Polecamy zwłaszcza stoiska, które znajdują się dokładnie za ratuszem, gdyż sprzedawane tam sery są nieco tańsze niż na tych straganach, które ustawione są naprzeciwko pokazu w centrum placu i nastawione głównie na turystów. Koszt najmniejszego okrągłego serka na targu to ok. 5-6 euro (w supermarketach kosztują tyle samo lub więcej). Przy kupowaniu większej ilości serów można się wytargować o niższą cenę.
Oprócz serów można tam kupić tworzone przez lokalnego artystę rysunki, ręcznie rzeźbione na miejscu chodaki, jak również mnóstwo innych pamiątek. Warto skosztować sprzedawanych tam - holenderskich naleśników (tzw. Poffertjes) - smażone są w postaci małych okrągłych placuszków, a następnie polewane wybranymi sosami i posypywane cukrem pudrem. Proces rzeźbienia chodaków i smażenia naleśników pokazaliśmy na filmie.
Oprócz serów można tam kupić tworzone przez lokalnego artystę rysunki, ręcznie rzeźbione na miejscu chodaki, jak również mnóstwo innych pamiątek. Warto skosztować sprzedawanych tam - holenderskich naleśników (tzw. Poffertjes) - smażone są w postaci małych okrągłych placuszków, a następnie polewane wybranymi sosami i posypywane cukrem pudrem. Proces rzeźbienia chodaków i smażenia naleśników pokazaliśmy na filmie.
Turyści żądni nietypowych zdjęć również znajdą w Alkmaarze coś dla siebie. Można poprosić o zapozowanie do fotki któregoś z mężczyzn noszących sery, hostessę, a nawet ubraną w tradycyjny strój babcię. Spotkaliśmy dwie takie staruszki. O ile babcia Sol była nieco onieśmielona, o tyle ta, z którą sfotografował się Alien, pozowała do zdjęć naprawdę ochoczo... :D
Polecamy również zważenie się na specjalnej wadze do serów - kosztuje to tylko 1 euro od osoby, a w zamian dostaje się specjalny certyfikat (na usprawiedliwienie naszej wspólnej wagi mamy tylko to, że ważyliśmy się razem ze wszystkimi rzeczami, które mieliśmy przy sobie)... ;)
Polecamy również zważenie się na specjalnej wadze do serów - kosztuje to tylko 1 euro od osoby, a w zamian dostaje się specjalny certyfikat (na usprawiedliwienie naszej wspólnej wagi mamy tylko to, że ważyliśmy się razem ze wszystkimi rzeczami, które mieliśmy przy sobie)... ;)
Alkmaar to bardzo urokliwe miasteczko, poprzecinane licznymi kanalikami wodnymi. Warto zatem przespacerować się po Starym Mieście. Zarówno samotni turyści, jak i rodziny z dziećmi na pewno będą tym miejscem zachwycone. W pobliżu centralnego placu można również obejrzeć dwa muzea, które zainteresują wszystkich zapalonych serożerców i piwoszy: Muzeum Serów (Kassmuseum) oraz Muzeum Piwa (Biermuseum de Boom).
Na koniec zapraszamy do obejrzenia naszego amatorskiego filmiku. Trudno było nakręcić dobry film w takim tłoku, gdyż bez przerwy ktoś właził nam w kadr lub nas potrącał, ale mamy nadzieję, że nie wyszło nam to najgorzej i da się go oglądać... ;) Można na nim zobaczyć cały proces ważenia serów i odnoszenia go do ciężarówek, smażenie holenderskich naleśników, stoiska z serami, rzeźbienie chodaków i kilka innych niespodzianek... ;)
Film:
Osoby zainteresowane targiem serowym w Alkmaarze zachęcamy również do zajrzenia na holenderską stronę poświęconą temu wydarzeniu (tekst jest tam przetłumaczony na różne języki, w tym na angielski):
SAY CHEESE SAY ALKMAAR
Hasło twórców strony uważamy za rozbrajające... :D
****
UWAGA: starszych wpisów szukaj w ARCHIWUM po prawej lub w Spisie Treści na górze (na stronie głównej bloga wyświetlają się tylko najnowsze posty).
Na ewentualne pytania postaramy się odpowiedzieć jak najszybciej. Wszystkie miłe komentarze są przez nas zawsze mile widziane... ;)
Jeżeli chcesz być zawsze na bieżąco z naszymi nowymi postami - zapraszamy do "polubienia" strony naszego bloga na Facebooku, co można uczynić klikając "Lubię to" w facebookowej ramce, znajdującej się na górze po prawej lub >>tutaj<<. Dodaj nasz blog do obserwowanych, jeżeli posiadasz konto Google! :)
The traditional cheese market in Alkmaar is hundreds of years, every Friday (from early April to early September). There are many deals offering cruise tour the city during the current market. Tickets for one of them can be purchased in advance online >>HERE<<.
Alkmaar is the only city in the Netherlands, which still cultivates a tradition of weighing and selling cheese on the market, at the foot of the beautiful town hall. This makes it so popular in this country that see their miniature in a
The show lasts between 10.00 and 12.30, and the commentator tells in four languages (Dutch, English, German and French), what’s happening on the square. In the square called Waagplein, four different manufacturer’s gouda cheese are lined (hence there are the different colors of ribbons on hats worn by men carrying and weighing cheese). All cheeses are weighed on a special weight, and then brought back, loaded on carts and transported into trucks outside the square. Those cars deliver cheeses all over the country. A single cheese weighs as much as 10-15 kg, and the stretcher with eight cheeses weight around 130 kg, so men carrying them must have a very hard time. Tourists have the opportunity to taste cheeses and buy them on the spot, because the square is surrounded by numerous exhibition booths. Besides cheese, you can buy there locally handmade shoes and other souvenirs, and eat Dutch Pancakes.
The process of carrying cheese, carving of clogs, frying pancakes, etc., you can see our film, as given under all images. Alkmaar is a beautiful city and it is worthwhile take a walk around Old Town. We are sure that it will appeal to all tourists. We also recommend weighing yourselves on a special cheese’s weight - it costs 1 euro, and in return, you receive a special certificate.
More information about the cheese market in Alkmaar can be found at:
wow ile ty juz zwiedzilas, fajnie Wam:)
OdpowiedzUsuńser mniam
rozgorzała we mnie wcęc do podróży!
OdpowiedzUsuńAAAle "apetyczna" relacja!! no i ja seromaniaczka uśliniłam sie po kostki!!! mniaaam!!
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że wpis Wam się podoba... :D Faktycznie - była to bardzo smaczna wycieczka... :)
OdpowiedzUsuńo jejuuuuuuuuuu, a ja akurat nie mam obecnie żółtego sera w domu a tu taki wpis!!! auć zabolało! Sama zjadłabym po kawałku każdego serka - mniam! Na pewno sa bardzo smaczne, u mnie zółte sery są okropne! Nie nadają się ani do krojenia, ani do jedzenia, najlepiej zetrzeć na tarce i podać na pizze, wtedy jakoś ujdą. Dlatego ja staram się kupować angielskie sery jeśli mogę...
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie jestem fanką jakiejkolwiek postaci sera... wręcz go niecierpię, ale zawsze chciałam zobaczyć te okrągłe sery :D Są fascynujące! Pewnie Wam smakował :) ?
OdpowiedzUsuńI przyznam, że ciekawie przebrane osoby zobaczyliście! Och, podróżnicy! Zazdroszczę Wam :)
+ na tym jednym zdjęciu źle ustawiliście się twarzami! On jest kobietą, a Ty mężczyzną :D
pozdrawiam i czekam na dalsze relacje!
O to właśnie chodziło, chcieliśmy się zamienić rolami... ;) Pozowaliśmy w tym miejscu dwa razy - raz w normalnej konfiguracji na filmie, a drugi raz odwrotnie, co widać na fotce... ;)
OdpowiedzUsuńOkay :D
OdpowiedzUsuńA jeszcze pytanie: jak tak podróżujecie po całym świecie, to uczycie się jakichś zwrotów w języku danego kraju, czy raczej dogadujecie się z wszystkimi po angielsku? Albo może znacie więcej języków niż angielski :) ?
Osobiście nie znoszę mówić w jakimkolwiek obcym języku, bo nie cierpię swojego akcentu. Znam w zasadzie tylko angielski, bo z pozostałych języków, jakich się w życiu uczyłam, niewiele pamiętam. Gdy jestem zmuszona do rozmowy w tym języku, to owszem, dogadam się bez większych problemów, ale unikam tego jak ognia. Alien - w przeciwieństwie do mnie - jest zdecydowanie people-person i z rozmową z kimkolwiek obcym, choćby po angielsku, nie ma żadnych problemów. Zazwyczaj dogaduje się z ludźmi poza granicami kraju w tym właśnie języku, ewentualnie na migi... ;) W gruncie rzeczy, żeby dogadać się za granicą z kimkolwiek (może z wyjątkiem samych Anglików) lepiej jest znać ten język w dość przeciętnym stopniu. Ktoś, kto zaczyna się zastanawiać nad zawiłościami gramatyki i nad tym, jak dane zdanie powiedzieć poprawnie, najczęściej traci tylko czas, bo prędzej dogadałby się z obcokrajowcem, gdyby mówił jak Kali na zasadzie: "Co ja móc znaleźć tu i tu"... Akurat w Holandii właściwie każdy zna angielski, a często również niemiecki (nawet ludzie starsi). Gorzej jest np. w Hiszpanii - tam mało kto uczy się angielskiego, większość stawia na francuski. Ludzie często znają tam angielski w BARDZO podstawowym zakresie, rozumieją więc lepiej tych, którzy mówią do nich jak Kali, nich tych, którzy mówią poprawnie i zgodnie z regułami gramatyki. Przykład: mama Aliena dogadywała się z ludźmi w Hiszpanii po angielsku lepiej niż Alien, mimo że ona zna ten język bardzo słabo, a on bardzo dobrze. Po prostu tamtejsi ludzie też zazwyczaj znają go słabo... ;)
OdpowiedzUsuńHa :D Dziękuję za bardzo wyczerpującą temat odpowiedź :)
OdpowiedzUsuńA co do Hiszpanów i ich poziomu języka angielskiego, to całkowicie się z Tobą zgodzę. Jak jechałam z Bordeaux do Paryża to mieliśmy cały autobus Hiszpanów, którzy po angielsku nic, niestety. A po francusku też nie bardzo!
Ale tak samo miałam we Francji, że ludzie umieli angielski na bardzo podstawowym poziomie i w końcu ja odważyłam się mówić po francusku, żeby się poprawnie dogadać i było to lepsze niż mój angielski - który przyznam nieskromnie, jest na zaawansowanym poziomie.
Ale to dobrze, że dogadujecie się tak czy siak i że Alien jest odważny :D
Czy w tym roku macie w planach jeszcze jakieś kraje ? :)
Na razie nie, głównie ze względów finansowych. I tak już sporo zwiedzaliśmy, bo byliśmy w Holandii i przemierzyliśmy sporą część kraju, niestety tylko na weekendowe wypady (okolice Wadowic i Zakopanego oraz Białystok). W najbliższą sobotę planujemy wyjazd do Janowa Podlaskiego (od 5 do 9 sierpnia odbywają się tam Dni Konia Arabskiego, podobno corocznie zjeżdża się tam masa znanych osób z całego świata, a że nigdy tam nie byliśmy, to w tym roku się wybieramy): http://www.janow.arabians.pl/pl/aukcje/2011/program.php
OdpowiedzUsuńZ kolei w przyszłym roku na podróż poślubną planujemy wstępnie wyjazd do Chorwacji, ale nie mamy jeszcze konkretnych planów w tej sprawie, bo to dość odległy termin... ;) Mamy jednak sporo starych wojaży do opisania.
po tym wpisie to bardziej mam smaka na podróże niż na ser ;)
OdpowiedzUsuńchętnie przeczytałabym o Waszym wypadzie do Janowa (btw- polecam książkę "Niosąca radość" K. Czarnoty, gdzie Janów jest nawet wspomniany :) ).
Niecierpliwie czekam na następne wpisy i dziękuję za dodanie do znajomych blogów :)
pozdrawiam cieplutko :)
Ser! Mniam :D Zazdroszczę Wam tych wojaży - świetne miejsca, ciekawi ludzie i te widoki :) Nie wspominając o pogodzie.
OdpowiedzUsuńRównież czekam na kolejne wpisy ixzdjęcia - bo świetne Wam wychodzą :D
Dziękujemy za słowa uznania... :) Nowy wpis o aukcji koni arabskich w Janowie Podlaskim powinien pojawić się w blogu w najbliższych dniach (zależy to od tego, kiedy Alienowi uda się skończyć pracę nad filmikiem).
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy :)
ale sery, wyglądają smakowicie
OdpowiedzUsuń